Nocny płaszcz już dawno utulił do snu Państwo żywiołów. Spowijające je mroki rozświetlały liczne gwiazdy, połyskujące pięknie, ale i ostrzegawczo. Łukowaty księżyc przysłaniały ołowiane chmury, przesuwane wiatrem. Powietrze było ciężkie od dymu licznych fabryk. Uliczka pomiędzy velirieńskim pałacem sprawiedliwości a klasztorem Lorionna, boga sprawiedliwości, była ślepym zaułkiem. Otaczające go z trzech stron mury pięły się wysoko, podcinając skrzydła tym, którzy próbowali tym szlakiem uciekać. Poprzyklejane klajstrem plakaty odrywały się od cegieł i frunęły dalej z wiatrem.
Falen wkroczył do niego dumnym krokiem, którym usiłował maskować swą niepewność. Wcześniejsza rozmowa z ojcem Gregoirem pozostawiła spustoszenie i pożogę w jego myślach. On Narissanem? Mitycznym diorim, synem Nilani? Bogini, w którą nigdy nie wierzy? I demona, który już raz go zabił...? Tego było za wiele, stanowczo zbyt wiele jak na jedną rozmowę.
Ukrytą w kieszeni dłonią ściskał nerwowo medalion, który podarował mu kapłan. Niby miał pomóc kontrolować przemiany, ale jaką Falen mógł mieć pewność, że zadziała? Wolał, żeby car nie wiedział o jego "przypadłości"....
Ukrytą w kieszeni dłonią ściskał nerwowo medalion, który podarował mu kapłan. Niby miał pomóc kontrolować przemiany, ale jaką Falen mógł mieć pewność, że zadziała? Wolał, żeby car nie wiedział o jego "przypadłości"....
A właśnie... Gdzie odziewał się William von Donner? Przecież miał się tu z nim spotkać. Ledwo Rossmary zdążył o tym pomyśleć, a usłyszał za swoimi plecami zimny, drwiący głos. Zjeżyły mu się włoski na karku.
Odwrócił się gwałtownie. Postać, którą przed sobą ujrzał, bynajmniej nie była carem Inserii, ale jego synem, carewiczem Dominiciem.
- Czyżbyś na kogoś czekał? - zagaił, mrużąc jasnobrązowe oczy. Zimne i nieprzejednane jak u żmii. W sumie to Falen dostrzegał pewne podobieństwo.
- Gdzie jest car? Z nim miałem się spotkać, a nie z tobą - odparł buntowniczo Ventus, rozluźniając zaciśnięte na medalionie palce. Wyjął ręce z kieszeni i wyprostował się. Dominic zbliżył się do niego, trzepocząc swą czarną peleryną.
- Ojciec jest zajęty, więc przysłał mnie. Poza tym, nie sądzisz, że należy mi się trochę więcej szacunku, ty nędzny Karterczyku? Jestem twoim panem. Złożyłeś mi hołd.
- Nie tobie, lecz carowi. O ile nie przegryziesz mu gardła we śnie, nie jestem ci nic winny.
Dominic wydął usta w grymasie, który nie wróżył nic dobrego.
- Przynoszę wieści.
- Tego się już domyśliłem - rzucił Falen z udawaną nonszalancją. Kalkulował w duchu, jak bardzo może pogrążyć go nowy genialny pomysł Williama von Donnera. Bardzo, bardzo-bardzo czy poziom: grób-kaplica? - Jakieś konkrety?
- Ojciec się niecierpliwi. Mówiłeś o powstaniu, o przewrocie władzy i poddaniu Karteru, ale jak na razie nic nie zapowiada się na żadną z tych rzeczy. Jak to wyjaśnisz?
- Żeby marzyć o zwycięstwie, trzeba się odpowiednio przygotować.
- Tyle miesięcy? - Dominic znów uśmiechnął się tylko drwiąco. Zmierzył Falena spojrzeniem pełnym kpiny i pogardy. Nie ufał mu jak psu i z tego powodu przeklinał moment, w którym car wszedł z nim w układy.
- A co ty myślałeś? - prychnął Rossmary, porażony ignorancją rozmówcy. - Rewolucja to nie są szachy. Tu minuta na rozstawienie pionków nie wystarczy, by przygotować się do bitwy. Poza tym, planowaliśmy przeczekać zimę. Nikt normalny nie toczy walk, kiedy wszystkie drogi ścina mróz, a żołnierzy zasypują śnieżyce.
- No popatrz, jaka szkoda... Ojciec kazał przekazać, że daje ci najdalej siedem dni na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik, a potem chce słyszeć pierwszy wystrzał. Rozumiemy się, Rossmary?
- Tydzień? To jakiś żart?! - Falen nie krył wzburzenia. - Jakim cudem mam przekonać wszystkich, żeby wyszli teraz na ulice? Jest grudzień.
- Nie teraz, tylko za siedem dni. Góra siedem dni. Słuchaj uważnie.
W tamtym momencie Falen był gotów oddać wszystkie skarby świata, byleby tylko móc zetrzeć mu z twarzy ten gadzi uśmieszek.
- To niewykonalne, Dominicu! - Wyrzucił ramiona w powietrze.
- Bynajmniej, Rossmary. Zrobisz to, czego wymaga od ciebie car, w przeciwnym razie zawiadomię go o twoim tchórzostwie. Wiesz, co się wtedy stanie, prawda?
Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden gest Dominica - przesunięcie palcem wzdłuż szyi - aby wszystko stało się jasne. Skala problemu właśnie osiągnęła poziom grób-kaplica.
- Zrozumiałem - wykrztusił po chwili ciszy. - Możesz przekazać carowi, że powstanie wybuchnie.
- Bardzo dobrze - powiedział młodszy von Donner, przeciągając z lubością sylaby. Widok spiętej twarzy Falena i złości w jego oczach był mu tak miły jak smak gorącej krewi o poranku. - Radzę ci odnieść na początek kilka spektakularnych zwycięstw. W przeciwnym razie ojciec może zechcieć wezwać cię na dywanik do Inserii. Razem z tą słodką brunetką. Naszą siostrą krwi.
- Mówisz o Marie? - spytał podejrzliwie Ventus, całą siłą wolni powstrzymując się od zwrócenia śniadania. Dominic i Marie? Po jego trupie. Trupie Dominica, rzecz jasna.
- A więc tak się nazywa... W sumie to możesz specjalnie sknocić kilka akcji, żeby ojciec wysłał wam specjalne zaproszenie. Marie jest naprawdę wyjątkowo urokliwą Nerimi. Wartą bliskiego poznania, jeśli wiesz, co mam namyśli.
- Wiem i mnie mdli. Łapy precz od niej.
- Śmiesz dyktować, co mi wolno, a czego nie? - zasyczał jadowicie carewicz, pozwalając, by brązowe oczy zamieniły się w krwiste ślepia. - A może powinienem zainteresować się twoją słodką rudowłosą Terratką, hmm? Tak będzie lepiej? Co ty na to? Chyba raz może być niewierna.
Licz do dziesięciu, pomyślał Falen, zaciskając pięści. Raz, dwa... dziesięć. Nie działa.
Złapał Dominica za gardło i ścisnął je z całej siły.
- Spróbuj tylko zbliżyć się do Elizabeth, a możesz zacząć już wybierać sobie kwiatki na pogrzeb. Zabiję cię , jeśli coś jej zrobisz. Czaisz?
Z czerwonych oczu Rossmary'ego wylewał się gniew, a jego bladą twarz wykrzywiała furia. Kły wampira zaczęły wysuwać się z dziąseł. Każdy dostałby zawału na widok czegoś takiego, ale nie Dominic. On roześmiał się tylko sucho, prowokacyjnie, wyrywając się z uścisku.
- Zdajesz sobie sprawę, że jeśli powiem ojcu o tym incydencie, będziesz spalony? Zmiecie cię z powierzchni ziemi za tę zniewagę.
- Tak? I co mu powiesz? Zaczniesz płakać, że cię zaatakowałem, a ty nie potrafiłeś się obronić? - Falen posłał mu ironiczny uśmiech, chowając kły. Och, gdyby tylko mógł, przegryzłby mu to i owo. - Nawet jeśli, nie uwierzyłby ci. Widziałem, jak cię traktuje, kiedy spotkaliśmy się po raz ostatni. Chłodno, z dystansem. Nie ufa ci, w przeciwieństwie do mnie. A wiesz dlaczego? Bo mogę mu dać to, czego ty przez tyle lat nie potrafiłeś wywalczyć.
- Sprytny jesteś, Karterczyku, i to cię kiedyś zgubi - rzekł Dominic, unosząc podbródek. Zmrużył oczy, śląc mu ostatnie, pełne wyższości spojrzenie, po czym otworzył portal i zniknął w jego czeluściach.
Choć przecież portale dawno zostały zablokowane przez władzę...
Falen westchnął ciężko. Nerwowym ruchem przeczesał dłońmi włosy. Miał ochotę rwać je sobie z głowy. Nie wiedział, jak przekona pozostałych do przedwczesnego wzniecenia rebelii. Uznają go za szaleńca, gdy tylko o tym usłyszą. Chyba, że powiedziałby im prawdę o carskim rozkazie.... NIE! To odpadało, nie zrozumieliby. Choć z drugiej strony, Ellie też nie zrozumie, ale jej musiał wyznać prawdę. Miała już dosyć sekretów, ostatnio omal z nim przez nie nie zerwała. Falen nie chciał jej stracić, ale nie chciał też, by wiedziała. Ech, nie ma to jak być między młotem a kowadłem.
***
Falen wolał nie wiedzieć, którą godzinę wybijał zegar, gdy wrócił do domu. Która by to nie była, Ellie nad ranem i tak zmyje mu głowę za nocne eskapady i piętrzące się sekrety. W sumie to się jej nie dziwił. Też byłby pewnie deczko zirytowany, gdyby to Elizabeth znikała tak bez słowa, w dodatku z nocami.
W chwili obecnej miał tyle problemów na głowie, że nie potrafił nawet ocenić, którym powinien najbardziej się przejąć. Znerwicowana Ellie, grożąca mu zerwaniem, bredzenie Gregoira o Narissanie czy może Dominic i dyspozycje od cara? Jedynym, na co Falen naprawdę miał wtedy ochotę, była wielka butelka wina. Marna szansa, że bez niego zdoła choć na moment wyciszyć myśli. Szybko jednak odwiódł się od tego pomysłu. Gdyby na domiar złego wrócił pijany, nie miał wątpliwości, że Ellie potraktowałaby go osikowym kołkiem.
Idealną ciszę panującą w domu przerwał odgłos stawianych cicho kroków. Z mroku korytarza wyodrębnił się zniżający się na schodach płomyk świecy. Za nim dostrzegł zarys postaci, coraz wyraźniejszy z każdą chwilą.
Falen, wmurowany w podłogę, przymknął oczy ze znużeniem. Teraz to się zacznie, myślał.
- Nie śpisz jeszcze, słonko? - spytał przymilnie, kiedy Terratka znalazła się niebezpiecznie blisko niego.
- Nie prowokuj mnie. Jest czwarta nad ranem. Miałeś zaraz wrócić!- syknęła cicho, uważając, by nie obudzić rodziców i siostry. Po chwili jednak w szmaragdowych oczach miejsce złości zajęła głęboka troska. - Nawet nie wiesz, jak się o ciebie martwiłam. Bałam się, że po drodze ktoś cię napadł, że znów trafisz do więzienia...
- Nie martw się, Semaje (najjaśniejsza gwiazda Karteru). Zobaczyłabyś w wizji, gdyby coś mi się stało - szepnął, muskając czule jej policzek. Taki zimny i tak blady.
- Wizje nie zawsze mnie ostrzegają. Są kapryśne i nieprzewidywalne. Zupełnie jak ty. Powiedz, co robiłeś tyle czasu poza domem? - zażądała tonem nieznoszącym sprzeciwu..Poprowadziła go do salonu i zaczęła krzątać się po nim, zapalając światła. Zanosiło się na dłuższą rozmowę.
- Ellie... Wiesz, że cię kocham i jeśli ci czegoś nie mówię, nie robię tego dlatego, że ci nie ufam, tylko by cię chronić. Zrozum, proszę - powiedział, opadając ciężko na kwiecistą kanapę. Terratka zaraz zajęła miejsce koło niego.
- Jestem dużą dziewczynką, nie musisz mnie chronić. Sama potrafię o siebie zadbać - żachnęła się. - Przed wyjściem obiecałeś powiedzieć mi całą prawdę.
- Bo miałem nóż na gardle! Zagroziłaś, że mnie zostawisz, tylko dlatego się zgodziłem.
- I to się nazywa sztuką negocjacji. - Przez usta Ellie przemknął nikły uśmiech. Tak krótki, że Falen wziął go za grę światła. Po chwili dodała już znacznie poważniej. - Wiesz, że ja nie rzucam słów na wiatr. Mam dosyć ciągłych kłamstw i niedomówień. Małych i wielkich oszustw. Nie poznaję cię, Falenie. Nie wiem już, kim jesteś. Musisz wybrać, co jest dla ciebie ważniejsze. Ja czy twoje sekrety.
Po jej słowach zapadła długa cisza pełna oczekiwania. Atmosfera zrobiła się tak gęsta, że z powodzeniem dałoby się pokroić ją nożem. Falen spojrzał na Ellie, która w jednym momencie wydała mu się tak krucha... Wiedział, że powinien chronić ją przed wszystkim, w co był uwikłany, ale nie chciał jej dłużej ranić. Nie chciał jej stracić. Bo kim byłby bez niej? Bez dziewczyny, której oddał serce? Która stała się nieodłączną częścią niego samego?
W końcu postanowił.
- Elizabeth... Niezależnie od tego, jak będziesz zła, gdy poznasz już prawdę, proszę, wysłuchaj mnie do końca - zaczął z rezygnacją, a ona pokiwała w milczeniu głową Krew w żyłach Ellie ściął lód, gdy przez jej myśli zaczęły galopować jak szalone najczarniejsze scenariusze.
Wtedy Falen opowiedział całą historię jego paktu z von Donnerem. Niczego nie ominął ani nic nie dodał od siebie. Myślał, że będzie czuł wstyd, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie czuje zupełnie nic. Jakby był pusty w środku...Terratka słuchała słów Ventusa w milczeniu. Choć serce ściskało jej przerażenie, z każdym zasłyszanym słowem coraz bardziej i bardziej, twarz miała kamienną. Nie skażoną ni gniewem, ni smutkiem, żalem czy nieufnością. Był na niej jedynie chłód.
Wtedy Falen opowiedział całą historię jego paktu z von Donnerem. Niczego nie ominął ani nic nie dodał od siebie. Myślał, że będzie czuł wstyd, ale szybko zdał sobie sprawę, że nie czuje zupełnie nic. Jakby był pusty w środku...Terratka słuchała słów Ventusa w milczeniu. Choć serce ściskało jej przerażenie, z każdym zasłyszanym słowem coraz bardziej i bardziej, twarz miała kamienną. Nie skażoną ni gniewem, ni smutkiem, żalem czy nieufnością. Był na niej jedynie chłód.
- Jak mogłeś to zrobić? O czym myślałeś, gdy wchodziłeś w układ z carem? - pytała głucho, gdy oznajmił, że to koniec opowieści.
- O was - odparł bez chwili zastanowienia. - O tobie, o Chace'ie, o Marie. O bracie i Strażnikach, o Rosie i Luke'u. O was wszystkich. Dobrze wiesz, że to był jedyny sposób, by uzyskać od von Donnera lekarstwo dla Finnigana. Jedyny sposób, by nie zabrał mnie i Marie do Inserii i by was nie zabił.
Elizabeth potrząsał rudowłosą głową.
- Czy choć raz pomyślałeś o sobie? Przecież car z tobą skończy, kiedy tylko dowie się, ze blefowałeś! On cię zabije!
- Myślisz, że o tym nie wiem? - zasępił się Rossmary. - Dawno nie miałem takich kłopotów jak teraz, ale nic na to nie poradzę. Pozostaje mi być ostrożnym i dobrze odgrywać swoją rolę.
- Falenie.. To jest car, nie zdołasz długo go zwodzić - szepnęła łamiącym się głosem. Spacerowała po pokoju nerwowym krokiem, cała drżąc. Myśl o carskim gniewie miażdżyła ją jak stutonowy głaz. - I jeszcze to powstanie! Jak on sobie to wyobraża? Przecież Alec nie zgodzi się, żebyśmy je przyspieszyli!
- Nie ma innego wyboru.
- Powiesz mu?
- Nie ma mowy. Wymyślę coś innego, żeby go przekonać. - Ventus zachodził w głowę, jakich argumentów mógłby użyć, by skłonić Ignisa do ustępstwa, ale nie był w stanie wymyślić nic sensownego. - Czego bym nie zrobił, będzie patrzył na mnie przez pryzmat zdrajcy. On chyba nigdy nie zapomni o tej nieszczęsnej wizji.
- Dziwisz mu się?
Falen zbył jej pytanie milczeniem. Jakby nie miał dość kłopotów, ciągle wisiała mu nad głową przepowiednia. Pamiętał, jakby to było dziś, kiedy Ellie obudziła się przerażona po przemianie i pokazała wszystkim wizję, w której zajmuje on miejsce po prawicy de Netrisa i każe ją torturować. A potem wydaje wyrok śmierci na własnego brata i kuzyna Nathaniela... To mogło zdarzyć się jutro, a może za dziesięć lat - nie wiedział kiedy i dlaczego, ale oczekiwanie nieuniknionego było chyba najgorszą torturą, na jaką wystawił go los.
- Och, Falen... - westchnęła ciężko, spoglądając na chłopaka wielkimi, zaczerwienionymi oczami. Podbiegła do niego i zarzuciła mu ręce na szyję. Przytuliła go mocno,, jakby bała się, że to może być ostatni raz, kiedy widzi go całego i zdrowego. W końcu człowiek nie zna dnia ani godziny, zwłaszcza taki, który jest na celowniku jednego z największych tyranów w historii. - Dlaczego choć raz nie możesz pomyśleć o sobie? Dlaczego chociaż raz nie możesz być bezpieczny?
- Jeśli ja zacznę martwić się o sobie, wy będziecie martwi - odparł, odwzajemniając uścisk.Wtulił twarz w płomienne włosy Ellie i zaciągnął się ich słodkim zapachem. Łagodna woń wanilii podziałała na niego kojąco. - Moje życie jest śmiesznie małą ceną za wasze bezpieczeństwo.
Na tym rozmowa się skończyła. Falen uznał, że mówienie Ellie o Narissanie to zbyt wiele jak na jedną noc. A i sama Ellie wolała nie zadawać więcej pytań.
***
Nad ranem do okna Falena zastukał pocztowy gołąb. Rossmary przetarł sennie oczy, niechętnie podnosząc się z łóżka. Jak powszechnie wiadomo, we wszechświecie nie istnieje potężniejsza siła przyciągania niż własna pościel o poranku. Zbyt zaspany, by bać się kolejnej wiadomości z Morionowej Twierdzy von Donnerów, powlókł się do okna. Otworzył je, wpuszczając do sypialni mroźne zimowe powietrze. Delikatnie złapał popielatego gołębia, trzepoczącego lekko skrzydłami, i przeniósł go na biurko. Odwiązał tasiemkę, którą przymocowano do jego nóżki mały pergaminowy zwój. Rozwinął niespiesznie list i zaczął czytać.
Falenie!
Przepraszam, że piszę do ciebie o tak późnej porze*, ale mam ważny powód. Twój brat zaginął albo raczej uciekł z domu! Nie wrócił już poprzedniej nocy, ale nie zdziwiło mnie to zbytnio. Przecież często spontanicznie nocował w domu Ellie, prawda? Ale potem minął kolejny dzień, a Finn w dalszym ciągu nie daje znaku życia. Przecież gdyby zatrzymał się u was na dłużej, poinformowałby mnie o tym. Kiedy zaszłam do jego pokoju, zorientowałam się, że zniknęło trochę jego rzeczy, w tym tabletki. Och, Falenie, mam złe przeczucia! Poproś Elizabeth, żeby spróbowała odnaleźć go w swych wizjach, proszę! I koniecznie skontaktuj się ze mną, gdy będziesz już coś wiedział.
Mama
Ta wiadomość podziałała na Falena jak kubeł zimnej wody. Finn miałby uciec z domu? Ten sam grzeczny Finn, który zawsze próbował łagodzić konflikty między nim a Jeremiaszem? Dlaczego miałby to robić? I dokąd pójść?
Rossmary naskrobał szybko kilka słów odpowiedzi na odwrocie pergaminu, przymocował go do nóżki gołębia i posłał do Velirienn.
***
Finneas Rossmary i jego koń błąkali się bez celu po Heimlein, ostatnim dużym mieście na trasie do Piemontu. Wszystkie drogi były skute lodem, a śnieg okrywaj je dodatkowo pierzyną, której drogowcy nie nadążali odgarniać. Wszędzie roiło się od ludzi. Tu dzieci lepiły bałwana, tu inne rzucały się śnieżkami, jakieś starsze małżeństwo szło pod ramię, rozglądając się dookoła rozmarzonym wzrokiem ,a gdzie indziej panny jeździły na łyżwach po zamarzniętym jeziorze. Gdzieś w oddali rozległ się krzyk kobiety, wyginającej je z prowizorycznego lodowiska.
- To niebezpieczne! - wołała. - Lód może pęknąć i kto was będzie radował, a? Mary, Stephanie, do domu! Ty Anne także! Zawiadomię twoich rodziców!
Policzki chłopca piekły go od mrozu. Nie musiał patrzeć w lustro, by wiedzieć, że jest cały zaczerwieniony jak wisienka. Skórzany chlebaczek, zapakowany po brzegi, i tak ciążył mu mniej niż wspomnienie feralnego wesela i tego, jak Falen wykrzyczał ojcu w twarz, że jest zdrajcą. Zaraz potem w myślał chłopca zakiełkował nowy obraz - ten, w którym twarz jego brata zmieniła się nie do poznania. Oczy zrobiły się fioletowe - demoniczne, ani trochę ludzkie, twarz zbielała do tego stopnia, że w porównaniu z nią śnieg wyglądał jak szarawa breja, a włosy stały się granatowe z przebłyskami srebra i złota. CO TO W OGÓLE MIAŁO BYĆ? Falen był wampirem, a nie zmiennokształtnym! I w dodatku zdrajcą... Jak mógł tak po prostu wbić przyjaciołom nóż w plecy? Po tym wszystkim, co razem przeszli...
Finn odgonił od siebie te myśli. Już dostatecznie dużo wylał łez w zaciszu własnej komnaty. Na początku zdrada brata sprawiła mu ból - taki, jaki potrafią zadać tylko trawiące ciało płomienie albo wlewająca się do płuc woda, pozbawiająca ostatniego oddechu. Teraz jednak czuł już tylko zobojętnienie, zupełnie jakby jego serce zamieniło się w bryłę lodu. Finn nie chciał znać Falena. Marzył, by nigdy więcej go nie spotkać, by nigdy więcej nie usłyszeć jego głosu.
Wiało i padało coraz mocniej. Finn musiał mrużyć oczy, by dojrzeć cokolwiek. W pewnym momencie spostrzegł, że został na drodze całkiem sam. Nie wiedzieć kiedy, wszyscy rozszli się do domów. Zimy w Karterze bywały srogie, więc wątpił, żeby do wieczora zamieć ustała. Postanowił więc poszukać jakiejś gospody, w której mógłby przeczekać do jutra, posilić się trochę i odpocząć.
Kiedy jego spojrzenie padło na piętrzący się na uboczu zajazd, poczuł się uratowany. Czerwony dach, prześwitujący spod śnieżnej pierzyny, bił po oczach, a oblepione puchem drewniane ściany zlewały się z zaspami. Z komina uchodził szary dym.
Jak dym to i ogień, a jak ogień, to ciepło, pomyślał z uśmiechem Finn, po czym skierował swego konia ku zajazdowi. Przywiązał Caina do płotu i sztywnym z mrozu krokiem ruszył do środka. Od progu powitała go radosna karerska muzyka, na którą składały się energiczne podrygiwania tamburyny, słodkie dźwięki fletni i gitary oraz śpiew przypadkowo zebranych Ventusów. Wnętrze zdobiły liczne trofea myśliwskie - jelenie rogi i głowy dzików, rzadziej wilków. Pośrodku sali, pomiędzy licznymi stolikami i ladą barową, stała wielka miedziana doniczka, w której wyrastało chude drzewko einei o fioletowo-biało-niebieskich liściach, będące wizytówką regionu. Einei występowały w wielu Karterskich legendach, zawsze jako duchy natury, przynoszące ludziom szczęście. Na wielu z jego gałązek można było dostrzec czerwone wstążeczki, symbolizujące nadzieje przyjezdnych na rychły powrót w te strony i spełnienie marzeń.
- Macie wolne pokoje? - spytał tęgiej barmanki o zarumienionych policzkach. Finn starał się, by jego głos brzmiał męsko i twardo, a nie piskliwie jak u dziecka. Z radością stwierdził, że wypadł całkiem dobrze.
- Mamy, ale czy nie powinien być z tobą ktoś dorosły? - spytała kobieta, przerzucając jeden ze swych blond warkoczy na plecy. Sporadycznie spoglądała na Rossmaey'ego sponad kufelka piwa, który właśnie napełniała. - Patrick, zamówienie gotowe! - rozdarła się, ocierając dłonie o fartuch.
Finn musiał powstrzymać się przed zasłonieniem uszy dłonią. Uznał, że to zbyt dziecinny gest, a on przecież na takie pozwolić sobie nie może. Wypił więc dumnie pierś, odchrząknął, przypominając barmance o swej obecności, po czym wyciągnął z kieszeni szaty złotą amarę (moneta). Na jej widok kobiecie aż oczy się zaświeciły.
- A więc? Czy macie tutaj wolne pokoje? - Położył amarę na ladę, a barmanka szybko ją capnęła.
- Tak, paniczu, naturalnie. Na piętrze czy na parterze? - spytała, prędko znajdując się przy gablotce z kluczami.
- Na piętrze. Chcę mieć ciszę i spokój.
- Dobrze, już się robi. - Podała mu kluczyk z numerem 19. - Widzę, że panicz jest podróżnym. Nikt miejscowy przecież nie przychodziłby do nas w samym środku takiej śniezycy.
- Istotnie.
- Może życzy sobie panicz czegoś ciepłego do jedzenia? Polecamy gulasz wołowy z chlebem.
- Niech bedzię. Proszę przynieść mi do pokoju. O, i jeszcze jedno. Jak mniemam, macie tu stajnie, prawda? Zostawiłem konia na zewnątrz. Nie chcę, by zamarzł.
- Och, naturalnie! Patrick się zaraz wszystkim zajmie. - Uśmiechnęła się usłużnie, obnażając dziurę po brakującym zębie. - Patrick! Ho no tu, robotę masz!
Wiało i padało coraz mocniej. Finn musiał mrużyć oczy, by dojrzeć cokolwiek. W pewnym momencie spostrzegł, że został na drodze całkiem sam. Nie wiedzieć kiedy, wszyscy rozszli się do domów. Zimy w Karterze bywały srogie, więc wątpił, żeby do wieczora zamieć ustała. Postanowił więc poszukać jakiejś gospody, w której mógłby przeczekać do jutra, posilić się trochę i odpocząć.
Kiedy jego spojrzenie padło na piętrzący się na uboczu zajazd, poczuł się uratowany. Czerwony dach, prześwitujący spod śnieżnej pierzyny, bił po oczach, a oblepione puchem drewniane ściany zlewały się z zaspami. Z komina uchodził szary dym.
Jak dym to i ogień, a jak ogień, to ciepło, pomyślał z uśmiechem Finn, po czym skierował swego konia ku zajazdowi. Przywiązał Caina do płotu i sztywnym z mrozu krokiem ruszył do środka. Od progu powitała go radosna karerska muzyka, na którą składały się energiczne podrygiwania tamburyny, słodkie dźwięki fletni i gitary oraz śpiew przypadkowo zebranych Ventusów. Wnętrze zdobiły liczne trofea myśliwskie - jelenie rogi i głowy dzików, rzadziej wilków. Pośrodku sali, pomiędzy licznymi stolikami i ladą barową, stała wielka miedziana doniczka, w której wyrastało chude drzewko einei o fioletowo-biało-niebieskich liściach, będące wizytówką regionu. Einei występowały w wielu Karterskich legendach, zawsze jako duchy natury, przynoszące ludziom szczęście. Na wielu z jego gałązek można było dostrzec czerwone wstążeczki, symbolizujące nadzieje przyjezdnych na rychły powrót w te strony i spełnienie marzeń.
- Macie wolne pokoje? - spytał tęgiej barmanki o zarumienionych policzkach. Finn starał się, by jego głos brzmiał męsko i twardo, a nie piskliwie jak u dziecka. Z radością stwierdził, że wypadł całkiem dobrze.
- Mamy, ale czy nie powinien być z tobą ktoś dorosły? - spytała kobieta, przerzucając jeden ze swych blond warkoczy na plecy. Sporadycznie spoglądała na Rossmaey'ego sponad kufelka piwa, który właśnie napełniała. - Patrick, zamówienie gotowe! - rozdarła się, ocierając dłonie o fartuch.
Finn musiał powstrzymać się przed zasłonieniem uszy dłonią. Uznał, że to zbyt dziecinny gest, a on przecież na takie pozwolić sobie nie może. Wypił więc dumnie pierś, odchrząknął, przypominając barmance o swej obecności, po czym wyciągnął z kieszeni szaty złotą amarę (moneta). Na jej widok kobiecie aż oczy się zaświeciły.
- A więc? Czy macie tutaj wolne pokoje? - Położył amarę na ladę, a barmanka szybko ją capnęła.
- Tak, paniczu, naturalnie. Na piętrze czy na parterze? - spytała, prędko znajdując się przy gablotce z kluczami.
- Na piętrze. Chcę mieć ciszę i spokój.
- Dobrze, już się robi. - Podała mu kluczyk z numerem 19. - Widzę, że panicz jest podróżnym. Nikt miejscowy przecież nie przychodziłby do nas w samym środku takiej śniezycy.
- Istotnie.
- Może życzy sobie panicz czegoś ciepłego do jedzenia? Polecamy gulasz wołowy z chlebem.
- Niech bedzię. Proszę przynieść mi do pokoju. O, i jeszcze jedno. Jak mniemam, macie tu stajnie, prawda? Zostawiłem konia na zewnątrz. Nie chcę, by zamarzł.
- Och, naturalnie! Patrick się zaraz wszystkim zajmie. - Uśmiechnęła się usłużnie, obnażając dziurę po brakującym zębie. - Patrick! Ho no tu, robotę masz!
________________________________________________
* Nim wiadomość została dostarczona z Velirienn we frakcji Powietrza do Alianne w f. Ziemi minęło kilka godzin.
MERIDIANE FALORI
___________________________________
Cześć :D Witam wszystkich w drugi dzień świat. Możecie potraktować ten rozdział jako mały świąteczny prezent ode mnie xD Mam tylko nadzieję, że wart czekania i że następne pojawią się szybciej.
A teraz standardowe pytanka... Co myślicie o tym rozdziale? Wiem, że może nie było wybuchów i spektakularnych pościgów, ale mam nadzieję, że was nie zanudziłam. Wiecie, trudno wrócić do akcji po takiej przerwie ;___; Proszę, dajcie mi znać, co myślicie. Nie chciałabym, żeby było tak, że staję na głowie, aby wygospodarować sobie kilka godzina na napisanie rozdziału, a tu pies z kulawą nogą nie zajrzy. Albo może 2 osoby zostawią komentarz i to koniec. Chciałabym widzieć, że słusznie zrobiłam wracając :/
Zdecydowanie słusznie zrobiłaś wracając.
OdpowiedzUsuńnawet troche śmieszna sytuacja, ponieważ wczoraj na spacerze z przyjaciółką wspomniałam o twoim blogu i dotarło do mnie, że długo Cię nie było. Wracam do domu a tu taka ogromna niespodzianka w postaci nowego rozdziału.
Nie wyobrażasz sobie nawet mojego szczęścia, naprawdę:)
A co do rozdziału, jak zawsze świetny.
Czekam na kolejne :)
Pozdrawiam, Chimeraa
(Kate♥)
Wyczuwam wasze potrzeby ;) Hahaha Cieszę się, że znalazły się osoby, które nie zapomniały o moim blogu i chętnie do niego wróciły. Cieszę się, że nie zawiodłam ;)
UsuńBABO! TY WIESZ CO JA CHCE I DAJ MI TO W KOŃCU!
OdpowiedzUsuńDOMINIC <3
Jej jej jej jej jej jej!!!!!!!! Tak bardzo się cieszę!!! Nie wyobrażasz sobie jak bardzo <3 dziękuję ci za ten piękny prezent <3 jeden z najlepszych <3
OdpowiedzUsuńSłusznie zrobiłaś, że wrocilas! Bardzo dobrze wręcz! I jak nie będzie tu dużo komentarzy to nasle na nich wszystkich Falena,von Donnera, władze Karteru,Verriseta, Dymitra mojego i Twojego i jeszcze kilka osób ^^
Rozdział cudny <3 ! Ale to nie nowość xD
Żal mi Falena, się wpakował,ale nie mogę się już doczekać dalszej akcji, mam pewne podejrzenia, ale zdradzę czy się sprawdziły po fakcie ^^
Wkurza mnie trochę młodszy Rossmary :/ ale to dlatego, że wiem, że Falen tylko udawał, a on tego nie wie i go oczernia
A ja Wielka Obronczyni i Fanka Falena xD ^^
No nic czekam na cd i życzę weny :*
~ najwierniejsza czytelniczka xD pozdrawiam
"poziom grób-kaplica" rozwalił mnie dzisiaj doszczętnie :D
OdpowiedzUsuńCarewicz... swoją drogą fajne słowo, nie? Nigdy się z nim nie spotkałam, dopiero u Ciebie i na początku, jak przeczytałam tytuł, pomyślałam, o co chodzi, ale po chwili załapałam, skąd ta nazwa. No i się nie pomyliłam. Pojawił się Dominic. Szuja jak nic :D Ale to, że powstanie ma się zacząć teraz, kiedy u nich jest zima (hihi u nas też *,*) to istne podkładanie im kłód pod nogi. Przecież car sam chce, by wszystko poszło zgodnie z planem, więc nie rozumiem, po co te cały pośpiech z jego strony. Rozumiem, że chce mieć już wszystko z głowy, ale jako władca chyba potrafi logicznie myśleć. Każdy, kto zna historię i trochę pomyśli, dojdzie do wniosku takiego samego, że powstanie zimą ma małe szanse na przeżycie ;) Spodziewałabym się właśnie takiego trochę taktycznego myślenia, jeżeli mu zależy na tym, by się udało. Choć z drugiej strony pewnie ma gdzieś, co się stanie z Karterem i powstańcami. Jeżeli zaczną walczyć to będzie zamieszanie, z którego może uda mu się skorzystać. A może to wcale nie on stoi za tym pomysłem? Choć to już opcja z kosmosu, ale równie prawdopodobna :) No chyba, że przestał ufać Falenowi i rozgryzł to, co on knuje, jeżeli knuje coś przeciwko carowi. To też mogłoby nasunąć mu taki pomysł i wydanie takiej decyzji. Pożyjemy, zobaczymy, jednakże :D
Jejku, na moment zapomniałam o Finnie, muszę się do tego przyznać, ale w odpowiedniej chwili o nim przypomniałaś. Tak mi się przykro zrobiło, kiedy wspominał, że Falne ich zdradził i w ogóle, że jest zły. Szkoda, że ze sobą nie porozmawiali, choć mam nadzieję, że kiedy się już odnajdą, to to wszystko nadrobią i sobie wytłumaczą. Falenowi niepotrzebne kolejne kłopoty i zmartwienia.
Ach, zapomniałam napisać o rozmowie z Ellie. Cudownie zareagowała. Myślałam, że będzie więcej krzyku a ona się zdenerwowała wyłącznie o to, że nie pomyślał o sobie, tylko o niej i ich najbliższych. Cudowne <3 wspominałam, że kocham tę parę? Na pewno Falenowi będzie teraz odrobinę lżej, ponieważ będzie miał z kim o tym porozmawiać, choć z Narissanem to już inna baka. Również uważam, że dobrze zrobił, że jej na razie nie powiedział, bo co za dużo to niezdrowo. Zwłaszcza o czwartej rano. Ale uważam również, że wkrótce powinna dowiedzieć się o jego przemianach. Jeżeli tak zareagowała na cara, to na Narissana również źle nie powinna. Tak myślę.
Jak czytałam o Finnie w gospodzie i tej karczmiarce i o tym, jak wyciągnął kasę, to sobie pomyślałam, że jeżeli ma się pieniądze, to można wiele. Na początku nie chciała go nawet słuchać, a kiedy weszły do gry pieniądze (i to chyba jakiejś wyższej wagi, bo taką miała reakcję...) od razu zrobiła się milutka, pokój się znalazł i nie potrzebował już opiekuna a koniem się zajęli.
Mnie trudno jest zanudzić. A ty piszesz naprawdę ciekawie i bez wybuchów, które nawiasem mówiąc, mogą też zanudzić. Kiedy jest ich zbyt często albo w nieodpowiednim momencie to nudzą bardziej niż jakieś źle posklecanie opowiadanie, w którym nic się nie dzieje.
Bardzo dobrze zrobiłaś, że poświęciłaś odrobinkę czasu i coś napisałaś. I jestem ogromnie zaskoczona, że wyszło ci coś tak wspaniałego po dłuższej przerwie. Ja zawsze mam tak, że nie potrafię się zabrać za rozdział, nie wiem o czym pisać, jak zacząć, kiedy robię jakąś dłuższą przerwę (dlatego też staram się ich nie robić :D). Jeżeli ktoś wszedł, przeczytał i nie skomentował, to powinien się wstydzić. Bo gdyby ci się nie chciało, to nie musiałabyś tego pisać i wstawiać, a jednak to zrobiłaś i my z przyjemnością to pochłaniamy <3
Mam nadzieję, że uda Ci się niedługo coś napisać kolejnego. Życzę Ci, byś w nadchodzącym roku znalazła trochę czasu na pisanie <3
Pozdrawiam Cie serdecznie!
Zuza <3
Ps. Rozdział cudowny, pochłonęłam go, kiedy my się ładował odcinek Teen Wolfa <3
Dziękuję za tyle miłych słów na raz :D Nie wiem, czy powinnam się przyznawać, ale to twojego komentarza wyczekiwałam najbardziej xD Nie wiem, jak to robisz, ale zawsze ujmujesz wszystko, nad czym np. waham się, pisząc, kiedy jestem ciekawa, jak zareagujecie... Nie dość, że mnie motywujesz, to jeszcze mam pewność, że mogę liczyć na krytykę, jeśli straszniejsze sknocę :') Hahahaha (OCZYWIŚCIE ZA INNE KOMENTARZE TEŻ DZIĘKUJĘ, BO KAŻDY TO WIELKA RADOŚĆ ;)). Postaram się już nie znikać na tak długo.
UsuńPS Teen wolf? Co ty nie powiesz, tez to kocham :D
Haha próbuję nadrobić ostatni sezon przed premierą kolejnych odcinków, ale strasznie mi muli internet i się denerwuję, ale w międzyczasie chociaż mam czas na nadrobienie blogów ;D
UsuńOjej to dla mnie ogromna przyjemność, pisać komentarz, zwłaszcza pod czymś co jest dobre i nie muszę na każdym kroku pisać, że tu brakuje tego, a to to nie wiem, czy tak powinno być ;)
Ja piszę tylko to, co mi przychodzi na myśl, kiedy czytam. Oraz staram się pisać o tym, co by mnie interesowało, gdybym była na twoim miejscu. Tyle :D
I tak dziękuję ;) Co się tyczy cara, miałaś rację, nie obchodzą go powstańcy, chce mieć już wszystko z głowy xD Jest..jakby to powiedzieć w gorącej wodzie kąpany ;)
UsuńWoooow! *_* W końcu sie doczekałam ^_^ Jak zwykle świetne! Falen w końcu powiedział coś Ellie, ale nie wszystko...No, ale kuuurde O.o Świeeetne!
OdpowiedzUsuńAsikeo
bardzo mi się podoba, ciekawe <3
OdpowiedzUsuńzapraszam : xmaalw.blogspot.com
Świetnie piszesz! ♥ niestety za bardzo nie jestem w temacie, bo nie czytałam od początku, ale z pewnością w wolnej chwili wpadnę i przeczytam całość ^^ najprawdopodobniej w ferie zimowe, haha :D
OdpowiedzUsuńNo i radą ode mnie na dziś byłoby dodanie obserwatorów google na bloga ^^ chciałabym zaobserwować, żeby być na bieżąco, a niestety nie widzę u Ciebie tego gadżetu ;)
wankostories.blogspot.com
Wpadłam na twoj blog i jesli dam rade nadrobić to bedziesz miala kolejną czytelniczke
OdpowiedzUsuńTymczasem zapraszam do mnie
http://every-day-forus-something-new.blogspot.com/?m=1
No i super... Czekam na next... Rozdział genialny (z resztą jak zawsze xD)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń