wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 80 : Dzieje Narissana

Tak jak jeszcze do niedawna Falen robił wszystko, by wyprzeć z pamięci dziwną przemianę w dniu wesela, tak teraz, kiedy prawie zdradził się przed Ellie, był zdeterminowany poznać prawdę. Bardziej niż kiedykolwiek. Falen nie miał wątpliwości, że ojciec Gregoir wie coś niecoś w tej sprawie.
- Co robisz? - spytała Ellie, gdy wysiadała z powozu na zajeździe pod swoim domem. Dopiero wrócili z narady rebeliantów. Emocje mu towarzyszące powoli zaczęły już opadać.Wiał przeraźliwie zimny wiatr, a z nieba sypały się śnieżne płatki. Falen uwalniał z uprzęży konia berberyjskiego białej maści. 
- Muszę coś załatwić - odparł zdawkowo, spoglądając na nią ukradkiem.

- Co załatwić? Jest środek nocy! Poza tym, przecież to początek śnieżycy! To niebezpieczne - protestował Terratka, opatulając się ciaśniej płaszczem. 
- Ellie, słońce. Ja bezpiecznie nie mogę wyjść nawet do warzywniaka, więc twój argument nie ma racji bytu. Poza tym, kiedy mam podróżować, jak nie nocą? - spytał, łapiąc ją za dłoń.
- W takim razie chcę jechać z tobą - powiedziała stanowczo, krzyżując ręce na piersi. - Chyba nie powinieneś mieć z tym problemu.
- Ellie, nie możesz. Proszę cię, wróć do domu.
- Tak? To niby czemu? Myślisz, że nie wiem, że od dawna coś przed nami ukrywasz? Może czas najwyższy byś w końcu wyjawił mi prawdę? - Zielone oczy Terratki przeszywały Ventusa na skroś. Drążyły go przez skórę i kości, aż dotarły do serca. 
Falen zazgrzytał zębami, zwlekając z odpowiedzią.
- Uprzedzam cię, zniosę wszystko, co mi powiesz, oprócz nowej dziewczyny. Niech się tylko dowiem, że to do niej jeździsz o takich nieludzkich porach i to z nią masz "sprawy do załatwienia", uroczyście przysięgam, że urwę ci łeb - powiedziała, uśmiechając się do niego z groteskową serdecznością. Poklepała lekko jego policzek.
Zaufanie zaufaniem, ale niech lepiej Falen wie, czym może skończyć się dla niego mały skok w bok.
- Ellie, na litość boską! Po pierwsze, jeśli dybiesz na moje życie, radzę pobrać numerek i ustawić się w kolejce. Po drugie, można powiedzieć, że mam areszt domowy, opuszczam to miejsce tylko przy okazji treningów, jedyne kobiety, oprócz ciebie i mojej matki, z którymi mam styczność to Kath, Marie, Rosie, twoja mama i Victoria! Jeśli zacznę przystawiać się do Katherine, Alec dopilnuje, żebym spłonął ze wstydu. Dosłownie. To samo tyczy się Marie, bo nie wątpię, że Chace jest jeszcze bardziej zacięty. Jeżeli flitowałbym z Rosalyn, Luke nadziałby mnie na pogrzebacz do kominka, a potem zaczął rzucać mną o ściany, jak to na Ventusa przystało. Pani Feliss, urocza kobieta, ale mimo wszytko NIE. A Victoria... W oczach kraju jestem zdrajcą, skazańcem, mordercą, kłamcą, dwulicowym psem, krwiożerczym Nerimim, upadłym Strażnikiem, wichrzycielem - wymieniał na palcach - ale na pewno nie zboczeńcem. Tego jednego jeszcze mi nie przypisują i wolałbym,żeby tak zostało. - Posłał Ellie ironiczny uśmiech. - Sama więc rozumiesz, moja droga, że szanse na romans to mam tu bardziej niż ograniczone.
- Lepiej dla ciebie. Po co się rozpraszać, kiedy powstanie tak blisko. - Rozpromieniła się nagle. Jednak nie trwało to długo. - Falen, ja mówiłam poważnie. Jeśli mamy być dalej razem, nie możesz być taki tajemniczy. Nie ufasz mi czy jak? 
- Nie wygłupiaj się. Oczywiście, że ufam - szepnął, obejmując ją w pasie. Śnieg wplatał się w ich włosy, przyozdabiał ubranie, włosy targał wiatr. Ich spojrzenia skrzyżowały się  W oczach Ellie malował się głęboki smutek i wielkie zmartwienia. Falen nie chciał być przedmiotem jej obaw. Czuł, że powinna wiedzieć. Zasługiwała na prawdę. Prawie złamał się, gdy powiedziała:
- Tak? To dlaczego nie chciałeś mi zdradzić, o czym rozwiałeś z von Donnerem? Jak zdołałeś przekonać go, by uzdrowił Chace'a? Dlaczego nie zająknąłeś się ani słówkiem o tym, co robiłeś u tego kapłana pół nocy? Kim jest Narissan, którego imieniem cię nazwał? Kim?! I do czego pił twój ojciec na weselu? Mówił o przyjaciołach, ale innych niż my. To jedno wiem. Falen, powiedz.
- Nie wiem, Semaje. Naprawdę nie wiem - przyznał po chwili, tak cicho, że niemal szeptem.
- Na pewno - prychnęła urażona. - Cierpisz na zaniki pamięci i też już nie wiesz, co obiecałeś carowi? Albo jak spotkałeś kapłana?
Falen zacisnął usta w wąską linię. Powinien powiedzieć, powinien, ale zbyt mocno bał się, że nie zrozumie. A właściwie nie tyle bał, co wiedział. Bo jak Elizabeth mogłaby zareagować na wieść o tym, że obiecał zaprzedać Karter Państwu Nerimich, Inserii? Może zarzekać się, że to był tylko niewinny blef z jego strony, że fałszywa przysięga była złożona tylko ze względu na ich dobro, ale czy uwierzy? Falen szczerze w to wątpił. Dawna wizja już wtedy zasiała w sercu Ellie ziarno niepewności, a prawda tylko przyspieszyłaby jego rozkwit. 
- Nie mówię ci niektórych rzeczy nie dlatego, że ci nie ufam, tylko dla twojego dobra. Zaufaj mi, tak jest dobrze. Wszystkim się zajmę, obiecuję.Dowiesz się, gdy...
- Gdy będzie po sprawie? - przewała mu ostro. - To faktycznie na wiele mi się ta wiedza zda! Czy nie pomyślałeś, że sama potrafię ocenić, co jest dla mnie lepsze? Nie jestem już dzieckiem, Falenie. Nie mogę być dłużej z kimś, kto non stop mnie okłamuje. - Przy ostatnim zdaniu głosik dziewczyny zrobił się tak cienki i łamliwy, że z trudem zdołała je dokończyć.
Falen otworzył szeroko oczy ze zdumienia. Poczuł się tak, jakby przeszyła jego serce kołkiem.
- Czy ty właśnie ze mną zerwałaś? - spytał głucho. Był w takim szoku, że nie potrafił wydobyć z siebie niczego sensowniejszego. Dławił się tymi słowami. 
- Jeszcze nie, ale zrobię to, jeśli dalej nie będzie miedzy nami szczerości - odparła. Odrzuciła głowę i zaczęła gwałtownie mrugać, by przepędzić pchające się do oczu łzy. To nie dramat, nie koniec świata. Ellie nawet nie zauważyła, kiedy zrobiła się taka sentymentalna. Przeklinała to. Nienawidziła w sobie tej dziecięcej ckliwości. Kiedy znów na niego spojrzała, twarz Terratki nabrała zgoła innego wyrazu. Stanowczego, zaciętego. Zielone oczy płonęły jak święty igniski płomień. - Więc jak, Falenie? Na czym ci bardziej zależy: na tajemnicach czy na mnie?
- Wiesz, że odpowiedź zawsze była jasna - powiedział, spoglądając na nią niepewnie, ale z wielką czułością. 
- Nie, nie wiem. Albo raczej nie wiedziałam aż do teraz . - Położyła mu dłonie na ramionach i wspięła się na palce. Różane wargi Terratki musnęły wargi Ventusa, tak jak podmuch wiatru sunie po ziemi, i spotkały się z nimi w krótkim pocałunku. - Chodź do domu. Tam mi wszystko opowiesz. Mamy dużo czasu.
- Opowiem, ale później. Teraz muszę jechać do ojca Gregoira. Przepraszam cię, Elizabeth - dodał prędko, widząc jej minę - ale to spawa niecierpiąca zwłoki.
- No oczywiście! - prychnęła. - Mogłam się tego spodziewać.
- Ellie, powiem ci wszystko, jak tylko wrócę. Przysięgam na Wschodni Wiatr. - Uniósł dwa palce ku niebu. - Wierzysz mi?
- Niech ci będzie, ale wracaj prędko. I tak tej nocy już nie zasnę - odparła, kręcąc głową z dezaprobatą. Wyprostowała się dumnie i ruszyła w kierunku domu.
- No to się w kopalem - rzucił do siebie Falen, kiedy Ellie zniknęła za progiem. Przeczesał mocno palcami po włosach. Był bardziej niż pewien, że zaraz zacznie je sobie rwać w głowy z tego wszystkiego.
Zaczął rozważać w duchu wszystkie dostępne opcje.
Opcja A: Zgodnie z obietnicą, którą na nim wywarła, opowie o wszystkim. Ellie zdenerwuje się, straci do niego zaufanie i go rzuci. 
Opcja B: Falen złamie obietnicę. Po powrocie będzie kombinował, jak może, żeby tylko odwieźć Ellie od prawdy. Wtedy ona zdenerwuje się, straci do niego zaufanie i także go rzuci. 
Opcja C: Zgubić się po drodze i wrócić po miesiącu z nadzieją, iż zapomniała o wszystkim. Znając szczęście Falena, Ellie pomyśli, iż zrobił to specjalnie, by wymigać się od odpowiedzi.
Zdenerwuje się, straci do niego zaufanie i również go rzuci. 

Jakby nie było, i tak zostanę sam, pomyślał z rezygnacją, po czym wsiadł na konia i odjechał, zdają się na los.

 ***

 - Falen, co tu robisz? I jak tu wszedłeś? - spytał sennie kapłan Gregoir, otwierając mu drzwi swojej maleńkiej celi. Mężczyzna miał na sobie szarą koszulę nocną do kostek, a na głowie szlafmycę zwieńczoną maleńkim pomponem. 
- Mogę wejść? Zdaje się, że mamy sobie sporo do wyjaśnienia - oznajmił bez wstępów Falen. Jego twarz była ściągnięta, odzwierciedlała wielkie napięcie. 
- Och, naturalnie, synu. Dom Nilani jest dla ciebie zawsze otwarty, co dopiero mój skromny pokoik - powiedział szybko, wciągając Falena za próg.
Gregoir wyjrzał na korytarz. Nikogo nie było, nikt ich nie widział. Kapłan odetchnął z ulga i zaryglował drzwi.
- Siadaj, chłopcze. - Wskazał na jedno z dwóch krzeseł. Choć cela kapłana była kwintesencją surowości, na stole nie zabrakło wazonu z polnymi makami, tak jak podczas ostatniej jego wizyty. - Przepraszam, ale nie mam cię czym poczęstować. Całkiem mnie zaskoczyłeś... - Stłumił ziewnięcie.
- To zbyteczne, ale dziękuję - odrzekł rzeczowym tonem Rossmary, zajmując wskazane miejsce. 
Gregoir usiadł na przeciwko i zmierzył go bacznym spojrzenie. Zielone oczy kapłana rozjarzyła ciekawość.
- Chyba domyślam się, o co chcesz spytać. Wiedziałem, że to tylko kwestia czasu, nim zapukasz do mych drzwi... Nilani już z dawna mi o tym szeptała. Powiedz mi tylko, Falenie, czy to już zaczęło się dziać?
Kapłan mógł mieć na myśli wszystko, zadając to pytanie, lecz chłopak nie miał wątpliwości, że mówił o przemianie.
- Tak. Pierwszy raz na weselu przyjaciół. Pokłóciłem się wtedy z ojcem, kolejny już raz, doszło do walki... - Falen urwał na chwilę, na mowo próbując przetrawić wydarzenia tamtego dnia. - Nagle zauważyłem, że jego twarz wykrzywia przerażenie. Zdziwiłem się. Widział już moje kły i czerwone oczy.. . Bawiła mnie ta sytuacja. I wówczas zobaczyłem swoje odbicie... - zawiesił głos. 
Gregoir nie wydawał się ani trochę zaskoczony jego słowami. Nie patrzył na niego dziwnie, jakby sądził, że to tylko kiepska próba zwrócenia na siebie uwagi, ale z wielkim bezgranicznym zrozumieniem. To było dla Falena budujące i nieprawdopodobne zarazem.
- Czy kiedykolwiek później to się powtórzyło? - spytał kapłan, wstając z miejsca. Mężczyzna obszedł stół i podszedł do półki z książkami. Zaczął wodzić palcem po skórzanych grzbietach.
- Dzisiaj. Kiedy przemawiałem do rebeliantów - rzekł, obserwując poczynania Gregoira. Nerimi poczuł ucisk w żołądku, kiedy tylko przypomniał sobie, jak Ellie prawie go zdemaskowała. - Na początku chciałem uciec z mównicy, w ogóle nie byłem przygotowany, by przemawiać. Jednak po chwili słowa same zaczęły wypływać mi z ust. Czułem, że znalazłem się na właściwym miejscu. Wtedy... nie potrafię dokładnie tego wyjaśnić, ale... ogarnęło mnie takie dziwne uczucie. Jakby przyjemny dreszcz... A może ciarki? To było straszne i kojące jednocześnie. Niezwykłe. Kiedy ujrzałem przestrach na jej twarzy, zorientowałem się, co się dzieje. Jakimś cudem zdołałem ukryć przemianę. Nie wiem jak. Boję się, że następnym razem może być za późno... 
- Czy TO właśnie ujrzałeś w oknie?  - przerwał Falenowi Gregoir, kładąc przed nim otwartą księgę. 
Na pożółkłej stronie Strażnik ujrzał starą rycinę przedstawiającą młodego mężczyznę. Choć kolory na niej częściowo już wyblakły, fioletowe oczy wyraźnie odcinały się na tle białej jak mleko skóry. Pozłacane litery podpisu układały się w jedno, jakże znamienne, słowo. Albo raczej imię.
Falen wydał z siebie zduszony okrzyk, schowane pod stołem dłonie mimowolnie zacisnął w pięści. Cała krew odpłynęła mu z twarzy, a serce jakby ściął lód.
Widząc jego reakcję, Gregoir roześmiał się w głos. Bynajmniej nie był to śmiech szyderczy, lecz serdeczny.
- Czemu tak się wzdrygasz, chłopcze? Przecież to twoja twarz. 
- O, nie. Co to to nie. TO jest moja PRAWDZIWA twarz - zamachał dłonią przed sobą. Niby Falen spodziewał się, że właśnie to od niego usłyszy, ale nie zmieniało to faktu, że słowa kapłana wydawały się być całkowicie oderwane od rzeczywistości.
- Prawdziwa, ale nie najprawdziwsza - odpowiedział spokojnie kapłan, kładąc Rossmary'emu dłonie na ramiona. Szorstkie włoski brody drapały go nieprzyjemnie w kark, ale się nie skarżył.
- Co? - Ventus skrzywił się w niezrozumieniu. - Przecież to było zupełnie bez sensu! Jak coś może być bardziej prawdziwe lub mniej? Albo jest prawdziwe, albo fałszywe.
Jednak kapłan uśmiechnął się tylko na te słowa z pobłażliwością.
- Musisz się jeszcze wiele nauczyć, jeśli chcesz w przyszłości stać się godnym dziedzicem nilanijskiej mądrości. Ludzkie granice rozumowania nijak się mają do bogów.
- A co bogowie mają z wspólnego? - spytał trochę zbyt gwałtownie wampir, czując jak powoli traci na to wszystko siły. Ha, a to dopiero początek. - Bogowie nie istnieją. Mity to bajki dobre dla dzieci, a bajki to bujdy. Nie warto tracić na to czasu.
- Dlaczego tak twierdzisz? - W głosie Gregoira pobrzmiewała szczera uraza, a w spojrzeniu, którym obdarzył Falena, malowała się melancholia. Widząc ją, Rossmary zawahał się, nim odpowiedział. 
- Gdyby istnieli, na świecie nie byłoby tyle zła. To chyba proste.
- Jeśli ludzie nie wierzą, że otrzymają pomoc, to, jak mogą ją otrzymać, jeśli nawet poproszą? - spytał bystrze starzec, wracając na miejsce. - Poza tym musisz wiedzieć, że istnieją też demony. Żywią się goryczą bólu, solą łez i mętnością chaosu. Póki demony żyją, świat nigdy nie będzie utopią.
- Że niby teraz mam uwierzyć w istnienie rogatych istot z wielkimi widłami? - Falen nie krył powątpiewania.
- Wyglądają może ciut inaczej, ale tak. A twój ojciec jest jednym z najpotężniejszych.
- Fakt, ten stary cap jest potworem, ale nie nazwałbym go demonem, już bardziej czymś w stylu jaszczurki zła. - rzucił z drwiącym uśmiechem.
- Nie mówiłem o Jeremiaszu Rossmarym, lecz o Castiellu, synu Castora.
Castiell - tak brzmiało imię kogoś, przed kim Gregoir ostrzegał go ostatnim razem.
- Castiellu? - powtórzył z wolna Falen, czując, że coraz mniej z tej całej rozmowy. - Castiell jest demonem?
- W rzeczy samej. 
- I jakoby miałby być też moim ojcem? 
- Nie patrz tak na mnie, Falenie. Wiem, że mi nie wierzysz, ale taka jest prawda.
- W takim razie mamusia będzie musiała się gęsto tłumaczyć.
- To nie jest śmieszne - skarcił go kapłan. Zielone oczy jeszcze nigdy nie były tak poważne. - Tu chodzi o twoją przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. O twoje dziedzictwo.
- Gregoirze, wybacz, ale nie mogę dłużej słuchać tych bujd! Przyszedłem do ciebie z myślą, że rzucisz trochę światła na całą tę sprawę, a ty zamiast tego, uraczasz mnie dziwnymi historyjkami o bogach, demonach i innych wymyślonych stworkach! Tylko pomyśl, jak moja matka mogłaby mieć romans z demonem? Nie znam drugiej bardziej świętoszkowatej osoby. Poranne modlitwy, wieczorne modlitwy, środowe nabożeństwa ku czci Nilani, tekst świętej księgi Savitrii zna na pamięć. Jak ktoś taki mógłby...NO WIESZ... z NO WIESZ KIM?! - Falen nie krył wzburzenia. Podniósł się z miejsca z takim impet, że stół się zakołysał. - Wybacz, Gregoirze, ale czas już na mnie. Niepotrzebnie tu dziś przyjeżdżałem.
- Stój - rozkazał spokojnie kapłan, nawet na niego nie patrząc. 
- Coś jeszcze mądrego chcesz mi powiedzieć? - spytał butnie Rossmary, opierając się o drzwi.
- Nie wysłuchałeś mnie do końca.
- Więc mów. Umieram z ciekawości - rzucił, krzyżując ramiona na piersi.
- Honoria na miała romansu z Castiellem. Ona od początku do końca była wierna Jeremiaszowi. I właśnie z tej wierności ty pojawiłeś się na świecie. Jak, tłumaczyć chyba nie muszę. - Przez usta ojca Gregoira przemknął łobuzerski uśmieszek. Falen dziękował losowi, że wampiry nie mogą się czerwienić. To było ciut peszące. - Ale Falen Rossmary był zaledwie drugim wcieleniem. Pierwszym i najważniejszym, stanowiącym podstawę twojego jestestwa, był Narissan, jedyny syn Nilani i Castiella.
- Nilani to bogini, a to by oznaczało...
- Jesteś Diorim, Falenie. Dzieckiem światła i cienia.
I starzec opowiedział mu mit o Narissanie. 
- Wszystko wydarzyło się tysiące lat temu, gdy świat był jeszcze czysty, a bogowie jak ludzie kroczyli jego ścieżkami.
Ventuska bogini nauki i sztuki, pani potrzebujących - Nilani - przechadzała się po leśnej polanie w towarzystwie swych dwórek, zwanych niviami. Nivie otaczały swą boginię, zabawiając ją tańcem i śpiewem. W pewnym momencie przez delikatne dźwięki lutni i liry przebiła się inna melodia. Znacznie głośniejsza, piękniejsza i bardziej nieziemska. Dobiegała zza linii drzew. Nilani, jak zahipnotyzowana, poszła za nim, pozostawiając w tyle swe dwórki. Wiedziona śladem muzyki, jak po nitce do kłębka, dotarła do grajka. Pod starym jak świat rozłożystym drzewem wiśni siedział jasnowłosy młodzieniec o skórze białej jak porcelana i ametystowych oczach. Był tak zajęty grą na fletni, że nawet jej nie zauważył.
- Jak cię zwą? - spytała, podchodząc bliżej. Bose stopy kobiety zdawały się nie dotykać ziemi.
Grajek podniósł wzrok i uśmiechnął się promiennie.
- Nazywam się Castiell. A kim ty jesteś, piękna panno? - spytał, podnosząc się z ziemi. Młodzieńca oczarowała jej urodą, zdającą się pochodzić nie z tego świata.
Kiedy Nilani przedstawiła się Castiellowi, zdumiony chłopak padł na kolana, nie mając odwagi spojrzeć na nią raz jeszcze. Zaczął powtarzać, że jest niegodny objawienia, lecz ona nie chciała go słuchać.
- Powstań, Castiellu - nakazała mu, a on nieśmiało spełnił jej polecenie. - To nie ty powinieneś wychwalać mnie pod niebiosa, lecz ja ciebie za stworzenie czegoś tak pięknego. Niech bogowie mają cię w swej opiece, tak jak ja od dziś po twych dni kres.
- Dzięki ci, pani - powiedział, kłaniając się pokornie. - Do skończenia świata każde żywe stworzenie niechaj sławi twoje imię.
- Zagraj mi, proszę, Castiellu, raz jeszcze, nim wrócę do alabastrowego pałacu. Chcę znów usłyszeć twą muzykę.
Mianem alabastrowego pałacu nazywano Dioriness, siedzibę bogów.
- Do końca mych dni grał będę na twoją cześć i głosił twoją nieśmiertelną chwałę. Będę przychodził tu dzień za dniem i wraz z każdym wschodem słońca rozbrzmi na nowo ma pieśń dla Ciebie.
Tak jak Castiell obiecał, tak też i zrobił. Przez rok każdego ranka spotykał się ze swą boginią pod tymże drzewem, nazwanym później przez potomnych Drzewem Miłości. Nazwa ta jest nie przypadkowa bowiem to właśnie tam Nilani zakochiwała się powoli w przystojnym śmiertelniku, a śmiertelnik w niej. Nie miała ona pojęcia, że wszystko to działo się za sprawą muzyki z cudownej fletni. Zaklętej specjalnie w tym celu.
Pewnej nocy młodziutka bogini oddała swemu Castiellowi najcenniejsze, co mogła mu dać, a dziewięć miesięcy później na świat przyszedł ich syn - Narissan. Wraz z urodzeniem Narissana skończyła się miłość. Stało tak, gdyż Nilani zobaczyła na ciele niemowlęcia czarne znamię w kształcie księżyca - Znak Diorich.
Mianem Diori Ventusi określali potomka boga i demona. [Diori = Inairi (demon) + Dione (bóg)]. Byli oni czymś pomiędzy rodzicami – znacznie silniejsi od demonów, ale słabsi od bogów. Dopiero dzięki temu znamieniu Nilani zorientowała się, kim tak naprawdę był młodzieniec, który ją uwiódł. Wygnała go z alabastrowego pałacu i zabroniła zbliżać się do dziecka. 
Castiell nie zadawał sobie dłużej trudu ukrywania przed nią swego prawdziwego demonicznego oblicza ani intencji.
- Nie myśl, że kiedykolwiek cię kochałem, Nilani. Głupia byłaś, jeśli w to wierzyłaś. Potrzebowałem cię tylko do stworzenia Narissana. Moc Dioriego zapewni mi zwycięstwo nad mymi wrogami. Zmiecie ich w proch  – powiedział, gdy spytała go naiwnie, jaki miał cel w udawaniu miłości.
Pozostali bogowie, zmęczeni walką o dziecko między Nilani a Castiellem, postanowili zwrócić się do Lorionna, nieomylnego sędziego, bóstwa sprawiedliwości, a brata Nilani, aby on zadecydował, co począć. Lorionn postanowił, że chłopiec przez pierwsze dziesięć lat życia będzie mieszkał wraz z  ojcem, a przez kolejne dziesięć u matki. W dniu dwudziestych urodzin miał postanowić, czy chce być bardziej bogiem czy demonem. (To samo dotyczyć miało innych Diorich, o których wychowanie kłócili się rodzice).
Jak sędzia powiedział, tak i się stało.
Castiell zabrał Narissana do podziemi i uczył czynić zło, zsyłać na ludzi choroby, nieszczęścia, siać śmierć. Jednakże to się chłopcu nie podobało. Nie chciał takiego życia.
Kiedy trafił do pałacu Dioriness. Nilani pokazała mu, jak wiele dobra może sprowadzić do świata ludzi dzięki swej mocy. Nauczyła go wszystkiego, co sama potrafiła. Narissanowi, dobremu mimo demonicznej natury, podobała się opieka nad ludźmi, zwłaszcza nad pewną zielonooką śmiertelniczką, zwaną Sophią.
Dwadzieścia wiosen minęło i tak oto młody Diori staną przed wyborem. Był on jasny. Bogowie. 
Castiell wpadł w szał, gdy to usłyszał. Nie miał zamiaru tego tak zostawić. Pragnął zemsty nie tylko na synu, ale i na Nilani. W nocy, gdy wszyscy bogowie spali, zakradł się on do alabastrowego pałacu i udusił Narissana poduszką. Zabrał jego duszę z powrotem do podziemi, gdzie uwięził ją na kolejne trzy tysiące lat.
Wedle przepowiedni wygłoszonej przez Tali, wróżbitkę z Mikayo, Narissan miał powrócić, gdy niebo znów przetnie kometa Amaris, pojawiająca się raz na tysiące lat. Nilani miała ją zobaczyć i zażyczyć sobie uwolnienia syna.
Kometa pojawiła się ostatni raz dokładnie 31 października 502 roku II ery.
- 31 października 502 roku... - powtórzył w zamyśleniu Falen. - Tego dnia się urodziłem.
- Miałeś też sny, prawda? - ciągnął starzec. - Od dziecka powracało do ciebie jeden koszmar, o którym nie wiedział nikt z poza rodziny. Widziałeś chłopaka, wyglądającego jak ten, którego ujrzałeś wtedy w szybie. Spał. Zawsze o tej samej porze w drzwiach jego komnaty pojawiał się mężczyzna. Dusił go. Kiedy umarł, mężczyzna znikał w mgle. Każdej nocy budziłeś się przerażony, nie mogąc złapać oddechu. Czy nie tak właśnie było?
- Skąd wiesz o snach? - spytał Falen, przełykając głośno ślinę. 
Nawet Ellie o nich nie powiedział, ani Rosalyn i Luke'owi. Wiedzieli tylko rodzice, brat i psycholog, do którego zabrała go Honoria, kiedy sprawa zrobiła się poważna. Lekarz rozmawiał z nim wiele razy, a nawet czarami przeczesywał jego pamięć. Podejrzewał, że koszmary są spowodowane jakąś głęboko ukrytą traumą, do której nie potrafił jednak dotrzeć. Mówił, że to może pozostałość z poprzedniego życia.
- Zwykli śmiertelnicy nie pamiętają swoich poprzednich wcieleń, ale Diori tak - rzekł starzec, jakby czytając mu w myślach. - Niebawem wszystko do ciebie wróci. Także to, czego Wielka Pani cię uczyła.
Rossmary ukrył twarz w dłoniach. Miał mętlik w głowie. Przecież to niemożliwe. NIEMOŻLIWE. Jak zadeklarowany ateista mógłby być półbogiem? I półdemonem. Przez myśl mu przeszło, ze chyba naprawdę coś jest z nim nie tak, bo jak inaczej wyjaśnić fakt, ze drugi ojciec także dybał na jego życie? Jeremiasz w porównaniu z Castiellem to jednak bardzo przyjemny typ. Ech, jak mieć pod górkę, to całe życie
- Skąd wiesz o snach?  - powtórzył raz jeszcze. 
Kapłan uśmiechnął się szeroko.
- Nilani wie wszystko o tobie. Czasem podzieli się niektórymi faktami ze swoim wiernym sługą.
- Niech cię, Gregoir. Czy ty zawsze musisz być taki tajemniczy? - rzucił z irytacją Falen.
- Wiesz, moje dziewczyny bardzo to sobie we mnie chwaliły - oznajmił nieskromnie kapłan, prostując się z dumą. Zielone oczy pojaśniały wesołością.
- I mówi to facet, który poprzysiągł wieczysty celibat - zakpił Falen.
- Po prostu odkryłem swoje powołanie. Odnalazłem życiową drogę, więc musiałem nieco zmodyfikować swoje życie.
- Wszystkie dały ci kosza, prawda.
- Nie. Odkryłem powołanie, mówiłem ci już.
-Dały ci kosza. Nazwij w końcu rzecz po imieniu.
- No może jedna czy dwie, ale to tylko pomogło mi w odkryciu swojego powołania! 
-Yhm, powiedzmy, że ci wierzę - odparł z przekąsem chłopak. Po chwili jednak spoważniał. - Co ja mam z tym fantem zrobić?
- Być. Po prostu być sobą.
- Jestem bardziej Falenem czy Narissanem? Diori, jeśli nikt ich nie zabije, są nieśmiertelni. Jak wampiry. A jednak umarłem. Gdybym wtedy nie zginął, Falen nigdy by się nie narodził.
- Falen jest ciałem, a Narissan duszą. Stanowicie jedność. 
- To faktycznie wiele wyjaśnia - prychnął Ventus.
- Obie twoje twarze są tak samo prawdziwe. Narissan to Falen, a Falen to Narissan. Na razie przemianę wyzwalają tylko silne emocje, ale nim się obejrzysz, będziesz nad wszystkim panował. Do tego czasu, pomoże ci to - Gregoir wyjął spod koszuli srebrny medalion zdobiony malachitem, na którym misternie wygrawerowano literę "N", i  podal go chłopakowi - pomoże ci je kontrolować. Może przyspieszy też powrót wspomnień.
- "N"? Jak Nilani? - Falen niepewnie przyjął podarunek. Obrócił go w dłoni. Nie był duży, ale dosyć ciężki. Zimny w dotyku. 
- Raczej jak Narissan. Dostałeś go matki na jedenaste urodziny, byś nigdy nie zapomniał, do której strony przynależysz. 
- Strony światła... - mruknął do siebie, przesuwając palcem po inicjale. Jeśli mit o Narissanie jest prawdą, pocieszał go fakt, że nie wybrał demonów. Może powinien być nawet z siebie dumny? Gdyby tylko nie znał zakończenia...
- Miło znów widzieć twe dawne oblicze - powiedział czule Gregoir, spoglądając na swego rozmówcę. Oczy Falena znów stały się ametystowe, świecące, sięgające ramion włosy granatowe, przetykane złotymi i białymi pasmami, skóra porcelanowa.
- Co takiego? - Falen drgnął. Uniósł dłonie do twarzy. Była ciepła, prawie jak ludzka.
- Medalion jednak działa. - Kapłan uśmiechnął się doń ciepło, a w jego oczach odbijał się wielki szacunek. - Jesteś bardzo podobny do matki. Odziedziczyłeś po niej włosy. Ale oczy są Castella.
- Nie uwierzę w żadne z nich, póki ich nie zobaczę - oznajmił stanowczo Falen, chowając medalion do kieszeni. Wrócił do normalnej postaci.
- Nie zobaczysz Nilani, póki w nią nie uwierzysz - sprzeciwił się starzec.
Rossmary mruknął coś pod nosem.
- A Castiell?
Na twarzy Gregoira zamajaczył strach.
- Nie chcesz go spotkać wiesz mi. Sprowadziłby na ciebie zgubę, nic poza tym. Właściwie już próbował. I nie mowie tu o incydencie z poduszka.
- Wiec o czym?
- Jak myślisz, czemu Wielkiemu Hrabiemu tak bardzo zależało ma twojej śmierci?
- Bo jestem Nerimim. To przestępstwo. 
Gregoir uśmiechnął się pobłażliwie.
- To był tylko pretekst. Gdybyś dostał się w jego szpony jako człowiek, znalazłby inny pretekst, by zaprowadzić cie na stos.
- Czemu? - Falen zachodził w głowę, czy aż tak mógł podpaść de Netrisowi, kiedy kapłan pospieszył z wyjaśnieniami.
- Bo współpracuje z Castiellem. Zaprzedał mu duszę w zamian za wydłużenie życia i silę. To dlatego nie mogłeś go zabić.
Ta wiadomość podziałała na Falena jak kubeł zimnej wody wylany na głowę. Tak jak każda kolejna rewelacja Gregoira była jak cios w żołądek, tak ta ostatecznie go dobiła.
Bogowie, demony, przemiany, magiczne amulety, teorie spiskowe, zaprzedane dusze i nieśmiertelność, czyli zwyczajny dzień w Państwie żywiołów.
- TO JAK, PRZEPRASZAM BARDZO, MAM TEGO DZIADA ZABIĆ? - nie wytrzymał w końcu.
- Jesteś synem bogini mądrości, znajdziesz sposób. - odparł tym samym niewzruszonym tonem Gregoir.
- Och, świetnie. Wiedziałem, że na ciebie zawsze mogę liczyć - warkną z ironią Falen, posyłając mu spojrzenie spode łba. - Powiedz mi chociaż, czy pozostałych członków Rady też wiążą demoniczne pakty.
- Nie, ich chyba...
Kapłan przerwał w pół zdania, gdyż przez maleńkie okno jego celi wleciał nagle czarnopióry jastrząb.
Falen zamarł. Nie miał wątpliwości, że to ptak z Morionowej Twierdzy, a zwój, który trzyma w dziobie jest wiadomością od cara.
Jeszcze tylko tego brakowało, żeby Gregoir miał go za zdrajcę.
- To nie tak, jak myślisz! - zaczął gorączkowo Rossmary, kiedy jastrząb z dzikim okrzykiem na dziobie wypuścił przed nim zwój, a potem wyleciał na zewnątrz.
Spojrzenie Gregoira padło na inseriańską pieczęć. Jego oczy zaszły mgłą.
- Gregoir... Ty chyba nie sądzisz, że ja...
- Kimże ja jestem, by móc oceniać? - Podniósł na chłopaka zatroskany wzrok. - Nie musisz mi się tłumaczyć ze swych decyzji. Nie chcę wiedzieć. Mam tylko nadzieję, że mądrość matki wyciągnie cię z tarapatów, w które niewątpliwie wpadłeś.
Falen nic nie odpowiedział. Drącą ręką sięgnął po zwój. Przełamał pieczęć i ściągnął tasiemkę. Rozwinął go.
Ostre literki kreślone w pośpiechu składały się na następującą treść:

"Do Falena W. T. Rossmary'ego
Drogi Falenie,
w poprzednim liście pisałem, iż spotkamy się równo za siedem dni od jego otrzymania. Czas i miejsce miałem podać godzinę przed nim i tak też robię. Za równo sześćdziesiąt minut chcę cię widzieć w zaułku między velirieeńskim Pałacem Sprawiedliwości a klasztorem Lorionna. Nie radzę ci się spóźnić
Z poważaniem,
car William von Donner, pan w Morionowej Twierdzy."

- Ile masz czasu? - spytał Gregoir, przez cały ten czas obserwując bacznie Falena.
- Godzinę - odparł zdławionym głosem.
- Niebezpiecznie byłoby go zlekceważyć. Musisz siedzieć w kłopotach po uszy, skoro sam car chce się z tobą spotkać... - Kapłan pokręcił głową. Falen już nie próbował go pytać, skąd wie, iż list nadał von Donner, tylko postanowił dorzucić to do nilanijskiego podszeptywania. - Jedyne, co mogę ci dać, to ostrzeżenie, mój chłopcze. Wielu przed tobą i jeszcze wielu po tobie szukało i będzie szukać sobie silnych przyjaciół. Pamiętaj tylko, że z większości takich znajomości wychodzi się nogami do przodu. Bądź ostrożny.
- Będę pamiętał.
Po tych słowach zapadła długa, pełna napięcia cisza. Żadnemu z nich nie śpieszyło si, by ją przerwać. Jako pierwszy złamał się Falen.
- Myślisz, że powinienem powiedzieć przyjaciołom o... Sam-Wiesz-Kim? - Jego stare i jednocześnie nowe imię nie przechodziło mu przez gardło.
- Decyzja należy do ciebie. Taka widza, to spore brzemię. Łatwiej wytrzymać jego ciężar, gdy nie niesie się go samemu.



MERIDIANE FALORI

9 komentarzy:

  1. Wow !!! To jest po prostu świetne ! Nie spodziewalam się czegoś takiego *.* Genialne ! Mam nadzieje że Falen powie prawde chociaż Ellie ^_^ No i że von Donner nic nie wymysli xd No ale kurde Falen musi być z Ellie ! <3 Dobra koncze przepraszam że tak krótko... ;-; Pozdrawiam, Asik ^_^

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejka ;) Jeeejku nie spodziewałam się, że tak szybko przeczytam kolejny rozdział, a tu proszę, jaka miła niespodzianka. I ile wyjaśnia!!!
    Cóż, ale przejdźmy do początku ;) kurcze, szczerze się nie dziwię Ellie, że ma dosyć tego, że Falen na każdym kroku ma przed nią tajemnice. To oczywiste, że gdzieś tam głęboko malutki głosik podpowiada jej, że on jej nie ufa, albo, że coś się dzieje strasznego. Cała ich rozmowa została przeprowadzona fantastycznie, były momenty śmieszne, groźne, smutne... No taka prawdziwa rozmowa dwójki zakochanych ;) Cóż, co do tego, jak zareagowałaby Ellie na to, jakby powiedział jej prawdę o wszystkim... Cóś o Narrisanie myślę, że mógłby jej powiedzieć. W końcu to nie jego wina? :D Wiesz, on nic w tej kwestii nie zrobił, więc mu się za to nie powinno oberwać. A Ellie powinna go choć trochę zrozumieć, w końcu sama wymogła na nim, by wszystko jej powiedział. Co do von Donnera... Tak jak sama przedstawiłaś, po tej wizji chyba nikt nie będzie w stanie mu do końca uwierzyć w jego niewinność. Choć wydaje mi się, że skoro Ellie go kocha i zna bardzo dobrze, powinna się zastanowić, dlaczego to zrobił. Ale wiadomo, w takich chwilach przeważają emocje i nie da się przewidzieć, co się zrobi ;)
    Dalej... Znów pojawia się postać Gregoira ;) Strasznie go lubię. Fajny z niego staruszek, rzuca swoimi maksymami, mądrościami na okrągło i choć to może wkurzać Falena, to nie mało mu przecież pomógł i powinien mu być wdzięczny. Kurczę, to co wymyśliłaś w tym rozdziale... Czytałam i z każdą kolejną linijką oczy coraz bardziej mi się rozszerzały i cały czas mnie zaskakiwałaś ;) syn demona i bogini ;) Do tego ten wspaniały mit, który pochłonęłam w mgnieniu oka ;)
    No i na koniec znów zaskoczenie ;) Tym razem ze strony von Donnera ;) Jestem strasznie ciekawa, o czym będą dyskutować i jak w ogóle przebiegnie ta ich rozmowa. I to cudowne, że Gregoir nic mu nie powiedział na temat cara ;)
    Ach... przypomniało mi się, że miałam napisać o de Netrisie :D Kurde, on i zaprzedanie swojej duszy diabłu? :D niby mało zaskakujące, ale o tym bym nie pomyślała ;) Również mnie zaskoczyłaś. No i mam nadzieję, że jednak mądrość, jaką zdobył od matki Falen pozwoli mu na pokonanie go ;)
    Mam nadzieję, że niczego ważnego nie pominęłam ;) Jejku, a co w sprawie Finna? ;) Strasznie się niepokoję o niego ;P
    Pozdrawiam serdecznie!
    Zuza <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super !! :D Czekam na nastepny zeby sie dowiedziec czy Falen powie Ellie... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Wpaniałe <3
    Falen Narissanem? :O
    Czyli co będzie z tym wszystkim?
    Powie przyjaciołom o tym kim jest?
    Czy uwierzy w Nilani? Swoją matkę?
    Co powie Ellie na tę wieść? A co reszta?
    O co dokładnie chodzi z Narissanem i dlaczego to Falen jest nim?
    Czy Falen jako Narissan pomoże w powstaniu?
    Co z Lukiem i Chacem?
    Mam nadzieję, że już niedługo się dowiemy <3
    Mam nadzieję, że wszystko co dla nas przygotowałaś będzie choć troche zgodne z naszymi przypuszczeniami :D
    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na NN :D
    <3 Pat ka <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Matko *.*
    Klimat tego bloga (razem z muzyką) jest po prostu cudowny *.*
    Jak najbardziej obserwuję i postaram się nadrobić czytanie Twoich postów ;)
    http://czytanienaszymzyciem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Odpowiedzi
    1. Nie wiem :/ Blog jest tymczasowo zawieszony głównie z powodów szkoły (2 liceum ;___;) i przygotowań do konkursu literackiego, na który przerabiam jedno z opowiadań :/

      Usuń